12 października 2009

Wolny rynek - dlakieszeni

Starałam się w szkole, później zdałam świetnie maturę, pięć lat studiów i jeszcze podyplomówka i… w Urzędzie Pracy mogą mi zaoferować jedynie kurs na operatorkę wózka widłowego, ewentualnie kierowcę TIRa. Czy na nic innego, ich zdaniem mnie nie stać?!

A w domu piętrzą się rachunki do zapłacenia. Kupuję najtańsze produkty. Jedzenie obrzydliwe, ale tanie, więc kupuję i się nim truję. Pasztety z dyskontów… tanie, ale za to z kawałkami piór – rozkosz! Buty szpetne i śmierdzą rybim klejem, ale raźno w nich drepcze, bo tanie. Płyn do mycia naczyń tani, ale żeby cokolwiek nim umyć, trzeba go wylać litr. Wszędzie krzyczą hasła o taniości i oszczędzaniu, a ja dostaję torsji jak tylko wezmę taką taniość do ręki… rzygać mi się chce.

Ale jakoś żyć trzeba…

Tanio żyć trzeba…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz