21 listopada 2009

Rowerem w noc? – dlakieszeni

No, ale jak już się wszyło, to trzeba też jakoś wrócić. Da się to zrobić w miarę tanio, jeśli jest się szczęśliwcem mieszkającym w mieście z nocną komunikacją miejską. Trzeba też mieszkać w pobliżu takiej linii, bo inaczej nocne wojaże mogą okazać się dość kosztowne (utracony telefon, portfel). Niestety, nie każdy jest w tak komfortowej sytuacji. A wtedy pozostaje taksówka, która stanowi poważny wydatek w naszym wyjściowym budżecie. Wszystko byłoby przyjemniejsze i łatwiejsze, gdyby ceny usług taksówkowych miały się w jako takiej relacji z zarobkami przeciętnego rodaka. I zupełnie nie trafiają do mnie wyjaśnienia, że podobne ceny są przecież w Berlinie i Londynie… Przynajmniej dopóki nie zarabiamy, jak w Berlinie czy Londynie…

20 listopada 2009

Gorączka piątkowej nocy – dlakieszeni

Przede mną kolejny weekend. Z chęcią wyszłabym sobie na drinka ze znajomymi, ale… Drink, w nawet podrzędnym barze, kosztuję fortunę. W ramach oszczędności można się zdecydować na piwo, tyle tylko, że jakoś ten trunek kiepsko przechodzi przez moje gardło. Zresztą, nawet podłe piwo nie jest wcale tanie. Oczywiście, zastosowanie wariantu oszczędnościowego, czyli kilka głębszych w domu, przed wyjściem, nie rozwiązuje wszystkich problemów.

A to nie koniec weekendowych dylematów, nękających mój portfel…

19 listopada 2009

Taniość – dlakieszeni

W związku ze zbliżającymi się piłkarskimi finałami Euro 2012 i obecnym poziomem rodzimego futbolu, kupiłam dzieciom piłkę. Niech sobie smyki troszkę pokopią, to do 2012 swobodnie osiągną poziom kadry narodowej. Milo byłoby zobaczyć któreś z nich z orzełkiem na piersi.
Czasy mamy takie, że wybór bywa przytłaczający. W dodatku, wszystko firmowe i najlepszej jakości. Ponieważ najnowsze i najdroższe gadżety zostawiam profesjonalistom, wybrałam dla moich pociech, solidnie wyglądającą i niedrogą futbolówkę. Niedrogą, nie znaczy tanią! ”Pewnie stanie się ich przyjaciółką na najbliższe 2 lata” – myślałam naiwnie. Nic z tego! Po 2 tygodniach, piłka bardziej przypominała ścierę niż piłkę. Dzieci są jeszcze małe, więc i tak traktowały swoją „przyjaciółkę” łagodnie. Wygląda na to, ze dla dorosłych graczy okazałaby się jednorazówką. W sklepie, oczywiście stwierdzono, że to typowe i że wszystkie te piłki rozpadają się w ekspresowym tempie.
A jak teraz wytłumaczyć dzieciom, że mamusi nie stać na cotygodniowy zakup nowej piłeczki?

I znowu oszczędność zaprowadziła mnie na manowce…